Bez nadmiernej uwagi mediów mija właśnie okrągła setna rocznica pandemii grypy w latach 1918-1919, znanej pod nazwą „hiszpanki”. Wywołana przez groźną odmianę podtypu H1N1 wirusa A pandemia grypy była jedną z największych wszystkich czasów. Porównywalna jest jedynie z „czarną śmiercią” przeciągającą przez XIV-wieczną Europę.
Pandemia miała tak wysoką śmiertelność że pod koniec WWI liczba zgonów była większa niż straty wojenne kombatantów. W trosce o morale żołnierzy walczące kraje powszechnie cenzurowały informację o skali zachorowań i o śmiertelności. Wyjątkiem była neutralna w tej wojnie Hiszpania która dane o pandemii otwarcie publikowała. Sprawiało to przesadne wrażenie jakoby tam pandemia zbierała szczególnie obfite żniwo. Stąd też się wzięła jej nazwa – „hiszpanka”.
Niezwykle wysoką śmiertelnością oznaczała się szczególnie druga fala pandemii, trwająca od sierpnia 1918, z głównymi ogniskami w Bostonie w USA i w Breście we Francji. Do Europy grypę sprowadzili amerykańscy żołnierze. Ich transporty docierały główne do portów we Francji stąd kraj ten stał się głównym siedliskiem zarazy. Ogniska grypy pojawiały się na froncie i w obozach, skąd choroba z łatwością przenosiła się na ludność cywilną. Nawet przy najlepszej opiece medycznej 1/3 chorych umierała. Jeszcze większa śmiertelność na hiszpankę panowała w zwartych społecznościach, jak miasta. W Bostonie na przykład zachorowało 10% ludności z czego 2/3 zmarło. W sumie szacuje się że na hiszpankę w latach 1918-1919 zapadło około 500 mln ludzi, mniej więcej 1/3 populacji ówczesnego świata.
Śmierć w hiszpance następowała w ciągu kilku dni a powodowało ją w większości wirusowe krwiotoczne zapalenie płuc. Tych którzy przeżyli tę krytyczną fazę wykańczała często faza druga choroby którą było bakteryjne zapalenie płuc.
Było w tej pandemii coś zastanawiającego – niecodzienny profil wiekowy jej ofiar. W zwykłych epidemiach profil wiekowy ofiar ma charakter paraboli – szczególnie duża śmiertelność jest po stronie dzieci i osób starszych, czyli w grupach o obniżonej odporności organizmu. W przypadku hiszpanki natomiast gros ofiar stanowili głównie ludzie młodzi, w sile wieku.
Szereg studiów starało się to wyjaśnić, długi czas bez większego powodzenia. Podejrzenie od dawna koncentrowało się na rodzaju “awarii” systemu immunologicznego człowieka. System ten, który najsilniejszy jest normalnie u osób młodych, miałby w jakiś sposób “przereagować” w zaatakowanym młodym organizmie, w efekcie zabijając pacjenta. Zagadką pozostawała jednak przyczyna takiego zachowania.
Na interesujący ślad natknęliśmy się idąc po zupełnie innym tropie – inwestowania w medycynę opartą na terapiach naturalnych. Punktem wspólnym z hiszpanką są tutaj ciekawe dane ze stosunkowo niedawnej pracy porównującej bardzo wysoką 25%+ śmiertelność hiszpanki w większości ośrodków opieki ze śmiertelnością o wiele niższą, rzędu 1%, w kilku alternatywnych ośrodkach stosujących leczenie homeopatyczne. Stosowanym tam preparatem który wg danych dowiódł swojej skuteczności, był wynaleziony we Francji pod koniec WWI specyfik pod nazwą oscillococcinum – ekstrakt z wątroby gęsi. Być może nie był to “lek” na hiszpankę w tradycyjnym sensie, a w szczególności nie była to żadna „szczepionka” o charakterze profilaktycznym. Trudno jednak na podstawie tych danych podważać fakt że specyfik ten mógł rzeczywiście mitygować objawy choroby, i że materialnie zwiększał szanse pacjenta na przeżycie.
Ta sama praca wyjaśnia też możliwą przyczynę wspomnianego profilu śmiertelności ofiar hiszpanki. Otóż na rok przed pandemią skończyła się ochrona patentowa cudownego leku owych czasów – aspiryny. Jej wynalazca, niemiecki Bayer, pozostał głównym źródłem specyfiku ale aspirynę produkować mógł odtąd każdy a lek stał się tani i powszechnie dostępny.
Aspiryna przede wszystkim obniżała gorączkę, która przy hiszpance była bardzo wysoka. Współczesna medycyna wskazuje że wysoka gorączka ma swoją rolę w zwalczaniu choroby i że jej sztuczne obniżanie niekoniecznie jest pożądane. Inaczej jednak rzecz wyglądała przed 100 laty. Pacjentów karmiono wówczas końskimi dawkami aspiryny, po kilka tabletek w ciągu godziny, i tak przez szereg dni non stop. Prowadzi to do pewnych działań ubocznych, nie całkiem wówczas znanych, z których jednym mogło być właśnie osłabienie odporności organizmu w krytycznym momencie. Bezpieczna doza aspiryny obecnie jest przynajmniej o rząd wielkości mniejsza.
O tym że przeładowanie pacjentów aspiryną mogło mieć związek z wysoką śmiertelnością wśród młodych świadczyła także powszechna obecność krwi w płucach ofiar pandemii. Jest to również znany efekt uboczny wysokich dawek aspiryny, normalnie jednak rzadko spotykany u ludzi młodych. Wyjaśniałoby to też zagadkę dlaczego stosunkowo mniej ofiar pochłonęła hiszpanka wśród dzieci, normalnie narażonych najbardziej. Było tak ponieważ aspiryna była wówczas dla nich oficjalnie odradzana.
Kieruje to myśl ku obecnej manii szczepień przeciwko grypie. Dzięki antybiotykom zapewne nawrót hiszpanki z tak wysoką śmiertelnością1 nam nie grozi. Grypa jednak w jakiejś formie powraca co roku. Mamy więc powszechne szczepienia „przeciwko grypie” i dajemy się rytualnie kłuć jesienią aby “się zabezpieczyć”. Warto jednak być może zastanowić się czy jest to absolutnie konieczne i czy jest dostatecznie bezpieczne, bez efektów ubocznych? Rządy twierdzą naturalnie że jak najbardziej. Ale 100 lat temu też twierdziły że aspiryna jest absolutnie bezpieczna w każdej ilości. I kto wie czego o dzisiejszych “szczepionkach” przeciwko grypie dowiemy się za kolejne 100 lat…
Wiadomo skądinąd że efektywność tych szczepionek, na tle innych, jest jedną z najbardziej mizernych. Wiadomo też że dla dzieci poniżej 2 lat i osób po 65 szczepionka praktycznie nie jest efektywna. W przypadku dzieci są ponadto podejrzenia o związek szczepień z autyzmem, niewykluczone że powiązany z obecnością związków rtęci.
A jeśli już grypa nas dopadnie to też warto się zastanowić czy, w miejsce nieśmiertelnej aspiryny czy innej chemii, nie powrócić czasem do idei medycyny naturalnej, tego co mogło ratować przed 100 laty ofiary hiszpanki. Szereg homeopatycznych specyfików przeciwko grypie, w tym wspomniane oscillococcinum, jest do dostania w otwartym handlu na internecie. Wiadomo także że wśród występujących w Polsce ziół niektóre, jak żywokost lekarski czy wilcza jagoda, również wykazują m.in. właściwości przeciw-grypowe. Owszem, rośliny te są normalnie trujące więc stosowanie opartych na nich preparatów odbywać się powinno pod kontrolą specjalisty.
W sumie jednak okazać się to może i skuteczniejsze i bezpieczniejsze niż prewencyjne faszerowanie się nowoczesną chemią w manii „szczepionek na grypę”.
—————————————————
1 HT {Bajstender}, dziękuję bardzo
2 Link do artykułu łączącego hiszpankę z aspiryną
3 Ziołolecznictwo i homeopatia – link