Cyniku, niestety po tym fragmencie ręce mi opadły. Pokazuje kompletne niezrozumienie tematu.
Pomyślmy tylko trochę, czy rzeczywiście temperatura nieco wyższa na naszych szerokościach geograficznych byłaby takim
końcem świata? Kawa na tarasie kafejki w grudniu? To ma być koniec świata? Pływanie w jeziorku w marcu, zamiast
wyrębywania przerębli? A gdzie ten wyższy poziom mórz który miał nas już dawno temu zalać? Jedyne co nas na razie
zalewa to zła krew na unijne wariactwa…
Taka zmiana temperatury tak by wpłynęła na cały ekosystem, że nasza szerokość geograficzna byłaby nie do poznania. Katastrofy naturalne, susze, powodzie, niszczące rolnictwo i kompletnie destabilizujące społeczeństwo byłyby trudne do okiełznania.
Ale to nic w porównaniu z tym, że taki wzrost spowodowałby, że na równikowych szerokościach temperatura byłaby nie do życia, i jakieś 2 miliardy ludzi by po prostu ruszyło do chłodniejszych terenów – do nas. 2 miliardy. Nie milion, który teraz już powoduje kolosalne problemy i Europa w ogóle sobie z tym nie radzi. Tylko 2 miliardy. I nie zatrzymałby ich żaden mur, żadne karabiny, bo to są 2 miliardy ludzi idących masą.
Także żadnej kawki na tarasie w grudniu by nie było tylko by była sodoma i gomora.
Dlatego właśnie trzeba coś zrobić z globalnym ociepleniem, bo nas zaleje nie fala upałów, a fala ludzi.